Aristobulus Ursiclos i Olivier Sinclair, pomieścili się każdy z osobna w chatach rybaków.
Takie jednak szczęśliwe usposobienie miała miss Campbell, że w swoim małym pokoiku, przy wąskiem okienku czuła się daleko szczęśliwszą, niż na tarasie wysokiego zamku Helensbourgh, bardziej niż w hotelu Caledonia, który niedawno opuściła. Tutaj był szeroko otwierający się widok na morze, żadna zgoła wyspa nie zarysowywała się na horyzoncie i gdyby można było dostrzedz, widziałaby o trzy tysiące mil z tąd pierwsze fale wód oceanu Atlantyckiego. Rzeczywiście tutaj słońce miało zupełnie swobodne pole i zachodziło z całą swobodą.
Życie wspólne zorganizowano tu bardzo łatwo i pospiesznie. Obiad jedzono wspólnie w wielkiej izbie zajazdu. Stosownie do dawnego obyczaju pani Bess i Partridge siadali razem z państwem do stołu. Być może że Aristobulus Ursiclos znajdował to dość dziwnem, ale natomiast podobało się to Olivierowi Sinclair. Już nawet odczuwał pewien szacunek dla tej pary wiernych sług.
Czyli jednem słowem, cała rodzina prowadziła życie wedle obrządków i zwyczajów prawdziwie szkockich. Po przechadzce odbytej w głąb wyspy, po rozmowie o rozmaitych dawnych zwyczajach przeszłości, do której Aristobulus Ursiclos nie zaniedbał domięszać swych wyobrażeń nowomodnych, łączono się
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/141
Ta strona została przepisana.