„Przechodniu stąpasz tutaj świętokradzką stopą po prochach spoczywających bohaterów. Spiewaj sławę swych przodków, aby ich lekkie duchy otaczały ciebie do koła!“
Miss Campbell i jej towarzysze patrzyli na te resztki wielkości z pewnym rodajem świętej czci i poważania.
— Wolałabym zwiedzać te miejsca podczas nocy, odezwała się miss Campbell. Widziałabym oczami wyobraźni pogrzeb Dunkana. Rzeczywiście panie Sinclair, jest to chwila najstosowniejsza do przywołania geniusza umarłych.
— I jestem pewny, odpowiedział Olivier Sinclair, że pojawiłby się on na nasze błagalne wezwanie.
— Jakto miss Campbell, jeszcze pani wierzysz w te bajki średniowieczne, wykrzyknął oburzony Ursiclos.
— Wierze, bo jestem Szkotką.
— Ależ pani dobrze wiesz, że te widziadła istniały jedynie w fantazyi poetów.
— A jednak podoba mi się wierzyć w to, wierzę nie tylko w geniusze, ale we wszystkie domowe opiekuńcze duchy, w czarownice, błąkające się po ruinach w Walkyrie, te dziewice fatalnego przeznaczenia w mitologii skandynawskiej, które przenosiły padłych na placu boju bohaterów; w te wróżki opiewane pieśniami naszego poety Burns, jednem słowem, we wszystko co stworzyła imaginacya ludu.
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/152
Ta strona została przepisana.