Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/185

Ta strona została przepisana.

brzegi morza. Nie mogła wszakże uprzedzić nas lub powrócić w czasie naszej nieobecności. Ona tam jest! Ona tam jest!
I namiętny, odważny Olivier, przypominał sobie, wiele to razy sam widział, jak morze gwałtownie zalewało grotę, jak w takim razie niepodobieństwem było dostać się tam drogą zwyczajną a nawet za pomocą łodzi.
Trzeba koniecznie bądź co bądź dostać się do niej.
Pod wpływem szalejącego wichru, wchodzące do groty bałwany wznosiły się aż do szczytu samego sklepienia. Tutaj dopiero rozbijały się z przeraźliwym hukiem. Wnętrze zatem groty przedstawiało się jakby wodospad Niagary; fale odbite od sklepienia rozlewały się w całej jej długości jak rwący strumień, niosąc zagładę wszystkiemu, co spotkały na tej drodze. Tym sposobem morze dowolnie szalało w całej długości tak obszernej groty.
W jakiej zatem jej części miss Campbell znalazła schronienie aby nie być pochwyconą przez nieustannie napływające fale? Brzegi, boki i szczyty groty były nieustannie wystawione na zalanie bałwanami morskiemi.
Jednakże wszyscy w ogóle zaprzeczali temu, aby odważna dziewczyna mogła do tej chwili pozostać w grocie. Jakim sposobem mogłaby oprzeć się szalonej sile wichrów? Może już oddawna jej ciało najokropniej poszarpane uderze-