Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/194

Ta strona została przepisana.

tajniejszy zakątek framugi. Cchciał ją ogrzać, chciał własnym oddechem, własnem życiem ją ożywić.
Lecz już woda prawie dostała się do połowy ich ciał, jeżeli i on w tej chwili utraci przytomność oboje będą zgubieni.
Ale młodzieniec posiadał jeszcze siłę opierania się kilka godzin. Podtrzymywał on miss Campbell i własną osobą osłaniał od uderzeń rozwścieklonych fal oceanu. Wśród nieprzeniknionej ciemności słychać było ryk, huk, świst szalejących wód. Nie był to już głos Selmy wydającej harmonijne tony w pałacu Fingala. Było to szczekanie psów kamczatki, o których mówi Michelet: że idą wielkiemi gromadami szczekając przeraźliwie i wściekłość ich można porównać do wściekłości północnego Oceanu.
Nakoniec morze zaczęło zwolna opadać.
Olivier zauważył że fale coraz bardziej zyskują na szerokości rozlewając się w całej przestrzeni. W ciemności jednak dotąd panującej, grota Fingala zarysowała się, również ciemną barwą.
Najwyższe miejsce groty już było wolne od wody.
Nadeszła chwila wydobycia się z tej straszliwej groty.
Pomimo to jednak miss Campbell nie odzyskała dotąd wcale przytomności umysłu, Olivier Sinclair, wziął ją w objęcia i silnie trzymając