W kilka minut później pod błogiem wrażeniem świeżego powietrza, w głębi groty Clam Shell, miss Campbell odzyskała nareszcie przytomność. O niebezpieczeństwie jakie jej zagrażało nie miała najmniejszego pojęcia, a może nawet już zapomniała o niem.
Nie mogła jednak jeszcze mówić, ale na widok swego zbawcy łzy spłynęły po jej twarzy, wyciągnęła doń rękę i uścisnęła z serdecznością.
Brat Sam i brat Sib, nie mówiąc ani słowa, z kolei uścisnęli młodzieńca. Pani Bess ukłoniła się mu z wyrazem pełnym szacunku, a poczciwy Partridge miał wielką ochotę ucałowania go jak syna.
Następnie wszyscy nadzwyczaj znużeni, udali się na spoczynek gdzie kto mógł, i noc przeminęła spokojnie.
Wrażenia jednak, jakich doznali w dniu tym nigdy nie zagładzą się w ich umysłach i pozostaną na zawsze w pamięci.
Nazajutrz, kiedy miss Campbell spoczywała jeszcze na łożu przyrządzonem jej w rogu groty Clam-Shell, bracia Melvill wziąwszy się pod ręce przechadzali się na drodze wiodącej do groty.
Nie mówili wcale, ale znając się tak dobrze nie potrzebowali porozumiewać się wyrazami.
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/196
Ta strona została przepisana.
XXII.
Zielony promień.