byli oboje wzajemnym uściskiem, aby się bronić naporowi fali.
Widział przy blasku błyskawic uroczą postać młodej dziewicy, bladą ale pełna odwagi, stojącą silnie w obec nawalnicy, jak dobry geniusz! Słyszał jak mówiła: Jakto ty wiedziałeś o tem... Kiedy jej opowiedział o czynie, jak wówczas na statku Glengarry prosiła za nim, aby posłano im na pomoc okręt. Wyobrażał sobie owo schronienie, w którem dwoje ludzi kochających się wzajemnie, pozostawało w uścisku złączeni nie tylko ciałem, ale i myślą, nie tylko fizycznie, ale i moralnie, duchowo. Tam nie było wcale ani miss Campbell, ani pana Sinclair, tam była Helena i Olivier, gdy im śmierć groziła, oddychali oboje nowem życiem!
Takie myśli zaprzątały głową młodzieńca, gdy się przechadzał po płaszczyźnie wyspy Staffa. Jakkolwiek pragnął powrócić do miss Campbell niewidzialna siła zatrzymywała go na miejscu, ponieważ wówczas ona by zapewne mówiła, a on sobie życzył aby milczała.
Jednakże po straszliwej nawałnicy, powietrze oczyściło się znakomicie i horyzont okazał się w całym swoim blasku. Nie było ani jednej chmury, lazur horyzontu zdawał się być przeźroczystym. Słońce doszło do swego zenitu jakkolwiek w pewnem oddaleniu, zdaleka przesuwały się pary wodne w postaci lekkich obłoczków.
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/198
Ta strona została przepisana.