Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/214

Ta strona została przepisana.

wdzie karabinek z bagnetem, ale tym sposobem możesz na 80 kroków położyć trupem każdy gatunek zwierzyny.
— Z warunkiem, jeżeli trafię, rzekłem.
— Naturalnie. To będzie bardzo dobre dla ciebie.
— Bardzo.
— Naprzykład nie będziesz miał psa.
— O, to niepotrzebne, mając strzelbę... byłby to podwójny obowiązek...
Przyjaciel Bretignot spojrzał na mnie wzrokiem na poły słodkim, na poły kwaśnym. Nie lubi bowiem ludzi, którzy szydzą z tak ważnego przedmiotu. To święte!
Jednakże odmarszczył się.
— A więc pójdziemy? zapytał.
— Jeżeli to konieczne! — zawołałem z zapałem.
— Ależ tak... tak... Potrzeba raz w życiu przynajmniej widzieć polowanie. Pojedziemy w sobotę wieczorem. Rachuję na ciebie...
Otóż w taki sposób zostałem wplątany w ową awanturę, która dotychczas jeszcze nie zatarła się w mej pamięci.
Przyznaję, że przygotowania wcale nie wzbudzały we mnie niepokoju. Spałem wyśmienicie. A przy tem, jeżeli mam powiedzieć prawdę, paliła mię ciekawość. Czy istotnie otwarcie polowania tak jest interesującem? W każdym wypadku, przyrzekam sobie, jeżeli nie działać tak jak oni, to przynajmniej badać z ciekawością