Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/235

Ta strona została przepisana.

Nie miałem go, na jeden dzień nie uważałem za stosowne starać się o takowe. Ale jednak uczyniłem tak jak wszyscy czynić zwykli odpowiadając:
— Zapomniałem go w domu.
Uśmiech niedowierzający ocienił twarz funkcyonaryusza.
— Ha! to wytoczymy panu proces.
— Jutro panu przyszlę pozwolenie..
— Bardzo dobrze, ale potrzeba przeprowadzić śledztwo.
— Rób pan co się mu podoba, kiedy nie chcesz być względnym na nowicyusza w tym zawodzie.
Zandarm wydobył pugilares.
— Jak się pan nazywasz?
Otóż wiedziałem bardzo dobrze, że w takich razach nie podaje się właściwego nazwiska, chociaż gdybym miał szczęście należenia do grona Akademii umiejętności, nie wahałbym się ani na chwilę z podaniem mojego własnego. Wymieniłem nazwisko jednego z moich dawnych przyjaciół, muzyka z profesyi, który zapewne odbywając ćwiczenia z piątym palcem ani przypuszczał że pociągną go do odpowiedzialności, za wykroczenie przeciwko przepisom polowania.
Zandarm zapisał nazwisko, lata, powołanie i adres, poprosiwszy mię o oddanie strzelby, co tem chętniej uczyniłem gdyż mię uwolnił od