wywiązała się gwałtowna sprzeczka, w następstwie której pani Mathias porwała za szczypce, a mąż jej nie bardzo pewny na nogach i nie myśląc wcale występować zaczepnie pochwycił szaflik, żeby się nim zasłonić.
Mały chłopczyk którego ta gwałtowna scena obudziła ze snu, tak się nią przestraszył, iż dostał najstraszniejszych konwulsyj.
Ojciec przerażony tym wypadkiem, w jednej chwili wytrzeźwił się i przysiągł poprawić się ze swego nałogu. Dotrzymał wprawdzie słowa, ale to o czem się przekonał później, zatruło mu życie i kazało jeszcze gwałtowniej żałować wieczorów przepędzanych w szynku.
Dziecko zostało ocalone niesłychanemi staraniami tylko, gdyż lekarz zwątpił o niem i opuścił go zupełnie. Ale Bóg trzyma stronę matek, a pani Mathias przysięgła, że żyć będzie. Więc żył.
Po wyjściu zupełnem z choroby, rodzice postanowili posyłać go do szkoły. Oznajmiono mu to po objedzie. Jaś odpowiedział na to bardzo grzecznie, że chętnie pójdzie, lecz mówiąc to ruszył dwa czy trzy razy raz po raz prawem ramieniem.
Ojciec pociągnął go za ucho i kazał mu iść spać natychmiast. Biedny maleńki zdziwiony bardzo zaczął płakać.
W pierwszej chwili nie zwrócono na to baczniejszej uwagi lecz w ciągu kilku następnych
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/251
Ta strona została przepisana.