Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/253

Ta strona została przepisana.

niany bardzo często przez rodziców. W skutek tego dziecko po ukończeniu szkół, zamiast zostać robotnikiem tak jak ojciec, wyszło na prawdziwego pana. Nauka rozwinęła w nim wyobrażenia, upodobania i pragnienia, które go robiły zupełnie niezdatnym do ręcznej pracy.
Ojciec nie obraził się za to na niego i choć ze smutkiem bo widział dobrze, że tam nie będzie mógł zrobić majątku, wyszukał mu jakieś miejsce w biurze.
Tu spotyka pierwszy zawód biednego Jana Nepomucena.
Naprzeciw okien rodziców znajdowała się praczkarnia. Jedna z praczek mająca na imię Róża, śliczną swoją twarzyczką głęboko wzruszyła młode jego serce. Patrzał na nią ciągle i ona także spoglądała na niego.
Szalony! posiadał on jeszcze wszystkie złudzenia młodości i wyobrażał sobie, że zwróciła na niego uwagę.
— Co by to za śliczniutka gospodyni była — myślał on sobie — i co to za szczęście mieć taką milutką kobietkę przy swojem ognisku domowem.
W biurze siadywał od dziesiątej rano do piątej popołudniu. Wstawał zaś przed świtem i oczekiwał z niecierpliwością jaką łatwo zrozumieć, chwili, w której młoda dziewczyna przybywała do swego warstatu.
Kochał ją, więc mu się wszystko w niej po-