Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/257

Ta strona została przepisana.

nawet posuwali okrucieństwo do tego stopnia, że zapraszali go do siebie, aby jego kosztem bawić swoich gości.
Nie będę opisywać wszystkich przykrości tego biednego życia. Wydarzało mu się po kilka razy, że się zakochał i okazał tę miłość, ale zawsze w chwili, kiedy nadzieja miała się zamienić w rzeczywistość, nieszczęsne to drganie nerwowe niweczyło długie starania i tkliwość prawdziwą.
Drgania te, które na nieszczęście stawały się coraz silniejsze z wiekiem, stały się powodem utraty niejednego korzystnego położenia.
Wszedł raz jako rachmistrz do bardzo znacznego handlowego domu. Jednego dnia przełożony dla którego czuł wielką sympatyę, odpłacaną wzajemnością, dowiedziawszy się o upadku jednego ze swoich korespondentów, zapytał go nagle o położenie człowieka, który go dosyć znaczną sumę kosztował.
Nepomucen nie umiejąc odpowiedzieć w tej chwili na to pytanie, pobiegł do książek. Przełożony zaczął mu robić wymówki za to, że nie umie na pamięć opisać położenia w jakiem się znajdują wszyscy klienci. Wzruszenie spowodowane tą wymówką, pobudziło nieszczęśliwe drgania, a przełożony myśląc, że to jest brak uszanowania, oddalił go natychmiast.
Innym razem potrącił na ulicy przechodzącego oficera. Oficer gniewa się, a Nepomucen idzie go przepraszać, ale nagle porywa go ner-