Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/33

Ta strona została przepisana.

względu czy się to podoba lub nie, braciom Melvill.
Obaj panowie przygotowywali się do odpowiedzi, porozumiewając się spojrzeniami. Ale jakiemi spojrzeniami, wiele to w nich było zręcznej filuteryi i dyplomacyi.
— A więc moja droga Heleno, rzekł brat Sam, nie ma nic łatwiejszego jak spełnić twoje życzenie. Pojedziemy do Oban.
— Nie ulega wątpliwości, że nie ma odpowiedniejszej miejscowości jak Oban, dodał brat Sib.
— Jedźmy do Oban, odpowiedziała miss Campbell. Ale czy jest morze w Oban?
— Czy jest? zawołał brat Sam.
— Dwa morza! krzyknął brat Sib.
— A zatem jedźmy.
— Za trzy dni, rzekł jeden z wujów.
— Za dwa dni, dodał drugi, który uważał za stosowne uczynić pewne ustępstwo.
— Nie, jutro, odparła miss Campbell powstając w chwili, gdy odezwał się dzwon przywołująy na obiad.
— Jutro... dobrze... jutro, dodał brat Sam.
— Chcielibyśmy już być na miejscu, wtrącił brat Sib.
Mówił prawdę. Dla czego ten pośpiech? Dla tego, że tam właśnie, w Oban, przebywał na letniem mieszkaniu pan Aristobulus Ursiclos. I dla tego wreszcie, że miss Campbell, nie wiedząc o niczem, znajdzie się nagle w obec młodzieńca,