Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/55

Ta strona została przepisana.

drugi należało się przesiąść. Pasażerowie Columbii, stali się pasażerami Glengarry, i udali się w kierunku północno-zachodnim aby tym sposobem wydobyć się z przystani Crinan i ominąć punkt, na którym wznosił się feudalny zamek Duntroon-Castle.
Od chwili opuszczenia wyspy Bute, horyzont wcale nie odsłonił się.
Można sobie wyobrazić niecierpliwość miss Campbell. Na tej przestrzeni ograniczonych do koła wód, zdawało się że to jeszcze Szkocya, że to okolice jezior, że to kraj Rob-Roy’a. Wszędzie malownicze wyspy, wszędzie brzozy lekko poruszane wiatrem, kołyszące się niedbale.
Nakoniec Glengarry przepłynął północną część wyspy Jura i morze przedstawiło się w całym obszarze aż do tej linii, w której niby zlewa się z niebem.
— Otóż i upragniony horyzont, moja droga Heleno, rzekł brat Sam, ukazując ręką zachód.
— To nie nasza wina, dodał brat Sib, że te przeklęte wyspy założone przez starego Nicka, zaciemniały horyzont.
— Przebaczono wam obu, moi wujowie, odpowiedziała miss Campbell, ale niech się więcej nic podobnego nie wydarzy.