tak nagłej podróży, o powód tak nieoczekiwanego odjazdu.
Projektowano zapominając zupełnie o panu Mac-Fyne, właścicielu hotelu Caledonia.
Było to dowodem, że nie znali wcale co to są owi sławni przemysłowcy, nawet w tak gościnnem kraju jak Szkocya, i nie przypuszczali żeby taki pan Mac-Fyne łatwo się nie zgodził na puszczenie od siebie tak znakomitej rodziny, składającej się z trzech państwa i dwojga domowników, żeby ich starał zatrzymać się jak najdłużej.
Jak więc tylko postanowienie to rozeszło się po hotelu, pan Mac-Fyne oświadczył najwyraźniej że całą tę sprawę załatwi z ogólnem zadowoleniem a nawet i ze szczegółowem każdej osoby, bo nie podobna aby ci państwo odjechali i żeby nie miał środka zatrzymania wszystkich. Otóż cóż się tedy dalej stało?
Czego żądała miss Campbell i co ma się rozumieć chcieli wykonać panowie Sam i Sib Melvill? Widzieć morze i szeroko wzniesiony nad nim horyzont! Nic łatwiejszego, ponieważ nie można go inaczej widzieć jak przy zachodzie słońca. Nie można go widzieć z brzegów Oban? Dobrze. A czy nie było lepiej na wyspie Kerrera? Nie. Na wielkiej wyspie Mull zaledwie południowo-zachodnia część Atlantyku jest widzialna. Zchodząc jednak nieco w bok, mamy wyspę Seil, której port dotyka północnej strony brzegów Szkocyi. Tutaj nic zgoła nie zaćmiewa widoku.
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/81
Ta strona została przepisana.