którzy przechodni turyści z lunetą na pasku, w kapeluszu podobnym do kaska na głowie, w długich kamaszach z parasolami pod pachą, spacerowali korzystając z pogody, przybyli bowiem wczoraj a dziś odjeżdżają; nareszcie między tym tłumem znajdowali się i przemysłowcy, których przemysł był koczujący i przenośny, należeli do nich tak zwani elektornicy sprzedający prądy elektryczne po dwa pensy tym, którzy znajdowali dziwne upodobanie w wybrykach fantazyi własnych; dalej artyści z piano mechanizmem, na kołach, wygrywający rozmaite melodye przekształcone z piosnek francuskich; fotografowie na wolnem powietrzu dający dowody swego talentu w robieniu na poczekaniu fotografii rozmaitych grup; kramarze w czarnych surdutach, w kapeluszach ustrojonych w kwiaty, popychający przed sobą małe wózki na których rozłożone były rozmaite najpiękniejsze jakie tylko są w świecie owoce; nakoniec minstrelle z twarzą wykrzywioną i przekształconą malaturą z szuwaksu, przedstawiając rozmaite sceny dość zręcznie trawestowane, wyspiewując kuplety samorodne, pośród grona dzieci, które jak to zwykle się dzieje, akompaniowały im chórem.
Dla miss Campbell to życie miast nadbrzeżnych nie było tajemnicą, ani też nie stanowiło najmniejszego powabu. Wolała uniknąć tych grup, obcych dla siebie, napływających z czterech części świata.
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/84
Ta strona została przepisana.