Tak się zapalił, że bracia Melvill nie wiedzieli jak się zachować w obec tej rozprawy.
Ale miss Campbell rezolutnie przerwała tę chwalbę samego siebie, odwróciła się w przeciwną stronę żeby nie słyszeć, potem nagle spojrzała na szczyty zamku Dunolly i poczęła oglądać końce swych trzewików, co było oznaką jawną pogardy zupełnej dla mówiącego.
Aristobulus Ursiclos, który nie słuchał i nie widział tylko siebie, który mówił zawsze tylko dla siebie, nie zwrócił uwagi na tak wyraźną oznakę niechęci.
Tak minął 3, 4, 5, i 6 sierpnia. Podczas tego na wielką pociechę braci Melvill, wskazówka barometru poruszyła się cokolwiek w stronę „odmiana”.
Dzień zapowiadał się pod szczęśliwą wróżbą. O godzinie 10 rano, słońce jaśniało w całym blasku, a niebo było czyste, bez chmury.
Miss Campbell nie chciała opuścić tak przyjaznej pory. Powóz zawsze stał na rozkazy gości w hotelu Caledonii. Należało korzystać.
Otóż o godzinie 5 wieczorem miss Campbell i bracia Melvill zajęli miejsce w powozie kierowanym przez forysia wprawnego do jazdy 4 końmi. Partridge siadł z tyłu i czwórka popędziła galopem po drodze z Oban do Clachan.
Aristobulus Ursiclos na nieszczęście zajęty będąc jakimś ważnym pamiętnikiem naukowym nie przyjął udziału w wyprawie.
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/88
Ta strona została przepisana.