łom, gdzie niektórzy z nas przebyli najpiękniejsze dni swego życia.
Nakoniec 24 listopada z rannym przypływem »Chancellor« rozpuścił dolne żagle, żagiel wielkiego masztu i rej na bocianiem gnieździe, a w dwie godziny potem straciliśmy z oczu ostatni szczyt Ham-Rocku.
Od 24 listopada do 1 grudnia. Płyniemy więc na okręcie, którego trwałość jest wątpliwą, na szczęście jednak nie mamy przed sobą długiej podróży. Pozostaje nam 800 mil do przebycia. Jeżeli wiatr północno-wschodni utrzyma się przez parę dni, »Chancellor«, popychany nim, z łatwością dobije brzegów Guyany.
Żeglujemy na południo-zachód. Pierwsze dni przechodzą szczęśliwie. Kierunek wiatru ciągle dobry, ale Robert Kurtis nie chce rozwinąć wszystkich żagli, w obawie, aby szybki bieg nie spowodował szkody jakiej w świeżo zreperowanych ścianach.
Smutna to przeprawa, jeżeli się nie ma zaufania do statku, który nas wiezie. Oprócz tego zamiast posuwać się naprzód, wracamy