wanie i przekonano się, że woda przybiera wolno, ale bezustannie, wewnątrz okrętu. Na nieszczęście pompy przez używanie psują się często i trzeba je bezustannie reperować. Czasem także zdarza się, że bywają zatkane przez popiół albo szmaty bawełny, stąd więc czyszczenie powtarza się ze stratą czasu.
Nazajutrz przekonano się, że wysokość wody wynosi pięć stóp. Jeśliby więc zaszła jaka przeszkoda w pompowaniu, okręt będzie zalany. Byłoby to już tylko kwestyą czasu i to bardzo krótkiego. Linia zanurzenia »Chancellora« wynosi już stopę, kołysanie się coraz trudniejsze, bo bardzo ciężko okrętowi unosić się na falach. Uważam, że kapitan Kurtis marszczy brwi za każdym raportem, zdanym przez bosmana lub porucznika, jest to złą wróżbą.
Pompowanie trwało cały dzień i całą noc. Morze jeszcze nas zwycięża. Załoga jest wycieńczoną. Oznaki zniechęcenia wzrastają wśród ludzi. Bosman i porucznik dają dobry przykład i pasażerowie zajmują miejsca przy pompach.
Położenie nie jest już takie, jakie było, gdy »Chancellor« osiadł na lądzie stałym, Ham-Rocku. Statek nasz buja teraz nad przepaścią, która go lada chwila pochłonąć może.