Najpierwszem staraniem Kurtisa, jak tylko okręt zaprzestał pogrążać się, było rozpuszczenie wszystkich żagli, potem zaś zrzucono reje przy masztach, ażeby tym sposobem zapewnić równowagę okrętu; zdaje się, że okręt nie przechyli się na żadną stronę, może jednak co chwila iść na dno. Zbliżyłem się do Kurtisa zapytując, co myśli o tem.
— Czy ja mogę wiedzieć — odrzekł zupełnie spokojnym głosem. — To zależy od stanu morza. Wiem tylko, że w tej chwili okręt stanął w równowadze, którą jednak za chwilę utracić może!
— Czy »Chancellor« może płynąć, teraz, mając dwie stopy wody na pokładzie?
— Nie, panie Kazallon, może jednak posuwać się bokiem pod działaniem prądów i wiatru i jeżeli utrzyma się w ten sposób przez parę dni, to dowiezie nas do lądu. Oprócz tego, jako ostatni ratunek mamy tratwę, którą za kilka godzin ukończą; równo ze świtem odpłyniemy.
— Więc masz pan jeszcze jakąkolwiek nadzieję?
— A pocóż się z nią rozstawać, panie Kazallon, nawet w najcięższych okolicznościach. Mogę pana zapewnić, że jeżeli mamy przeciwko sobie 99 szans zagłady, pozostaje nam jeszcze jedna wyratowania się. Jeżeli się nie
Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/121
Ta strona została przepisana.