Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/14

Ta strona została przepisana.

cąc daremnie przestrzeni, ażeby tym sposobem okręt mógł zabrać pełny ładunek.





IV.

Od 30 września do 6 października. »Chancellor« wybornie płynie, pozostawiając za sobą wstęgę piany, rozrzuconej na powierzchni morza jak biała koronka na niebieskiej materyi. Niewiele statków mogłoby się z nim ścigać. Atlantyk jest prawie zupełnie spokojny. O ile wiem, kołysanie okrętu nikomu z podróżnych nie sprawia już przykrości. Zresztą każdy z nas odbywał drogę morską i mniej lub więcej zna się z morzem, to też jak tylko dzwon da znak posiłku, wszystkie miejsca przy stole zawsze są zajęte. Stosunki pomiędzy pasażerami zaczynają się ożywiać i życie na pokładzie przestało być monotonne. Pan Letourneur Francuz, najczęściej rozmawia ze mną. Jest to człowiek, mający lat około 50, wysoki, z białymi włosami i siwiejącą brodą. Zdaje się starszym nad swój wiek z powodu cierpień, jakie przebył w życiu. Człowiek ten wiele cierpiał i jak mi się zdaje cierpieć jeszcze nie przestał. Nigdy się nie śmieje, zaledwie uśmiecha niekiedy i to tylko do syna.