Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/155

Ta strona została przepisana.

chłodu, do którego przywykliśmy. Zwykle noce pod zwrotnikami są chłodne, dzisiejsza zaś zapowiada się odmiennie, duszną jest i parną.
Masa pary wodnej unosi się ponad falami.
O godzinie wpół do pierwszej będzie nów. Ciemność panowała głęboka aż do chwili, kiedy oślepiające błyskawice nagle rozjaśniły niebo. To obfite wyładowanie się elektryczności, bez określonej formy, zalewa obszerne przestrzenie potokami światła. Grzmotu ani słychać, cisza w powietrzu strachem nas przejmuje.
Przez dwie godziny, spragnieni ożywczego wiatru, panna Herbey, Andrzej i ja przypatrywaliśmy się tym zapowiedziom burzy, w których natura zdawała się próbować sił swoich i zapomnieliśmy o obecnej chwili, uwielbiając wspaniały widok walki chmur, przepełnionych elektrycznością. Zdawało się, że chmury tworzą fortecę, zionącą falami ognia. Najdziksze dusze nawet odczuwają te wielkie obrazy i widziałem majtków obserwujących uważnie pożar obłoków. Być także może, że majtkowie niespokojnie patrzą na ten zamęt, będący zwiastunem, blizkiej walki żywiołów.
W samej rzeczy, cóżby się stało z naszą tratwą, wystawioną na wściekłość nieba i oceanu?