Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/210

Ta strona została przepisana.

blaszany trochę wody z żagla, skosztował i splunął. Z kolei i ja spróbowałem. Ależ to woda jeszcze więcej słona od morskiej! Żagle tak długo wystawiane na działanie bałwanów, nasiąkły solą, którą woda deszczowa rozpuściła. Jest to nieszczęście nie do powetowania. Ale cóż to szkodzi! Odzyskaliśmy na nowo nadzieję. W baryłce jest kilka garncy, a zresztą kiedy dzisiaj deszcz padał, dlaczegoby jutro nie miał spaść





XLVI.

17 stycznia. Po zaspokojeniu pragnienia, naturalnem następstwem rzeczy głód zawzięcie zaczął nam dokuczać. Czyż niema więc środka na ujęcie jednego z tych rekinów, które krążą naokoło tratwy? Chyba rzucić się w morze i uderzyć na te potwory z nożem w ręku w ich własnym żywiole. Kurtis chciał próbować szczęścia, aleśmy go powstrzymali. Za wiele jest rekinów, byłoby to więc narazić się bezpośrednio na śmierć. Zauważyłem, że łatwiej jest oszukać pragnienie, niż głód. Kąpiel w morzu, w ostateczności zaś lizanie jakiegokolwiek metalu już sprawia pewną ulgę, brak materyi pożywnej niczem zastąpić