tuje. Jestem pod wiatrem, a zatem przedmiot, który wydaje ten zapach, zdaje się być na przodzie tratwy.
Ruszyłem się z miejsca i pełzając jak zwierzę, posuwałem się pod żaglami ostrożnie, ażeby nie zbudzić uwagi którego z moich towarzyszy.
Przez kilka minut wietrzyłem w ten sposób po wszystkich kątach, kierując się jak wyżeł węchem.
Już tracę ślad, czy wskutek przycichnięcia wiatru, czy też z powodu mylnej drogi, którą obrałem, wtem znowu zapach silniej do mnie doleciał.
Nareszcie wpadłem na trop i czuję, że zbliżam się do poszukiwanego przedmiotu. Właśnie wtedy dopełznąłem do załamku po prawej stronie z przodu i rozpoznaję, że ten zapach mogła wydać tylko wędzona słonina. Nie mylę się. Wszystkie brodawki na moim języku nabrzmiały od żądzy!
Musiałem wtedy ukryć się pod stosem żagli. Nikt mnie nie widzi ani też słyszy. Na czworakach pełznę powoli. Nareszcie wyciągam rękę i ujmuję przedmiot zawinięty w kawałek papieru. Szybko cofnąłem się, rozpatrując zdobycz przy świetle księżyca, który zabłysnął na niebie.
To nie złudzenie. W ręku trzymam kawa-
Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/213
Ta strona została przepisana.