Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/238

Ta strona została przepisana.

— Polecam panu moje nieszczęśliwe dziecię. Niechaj się nigdy nie dowie...
Nie dokończył zdania i grube łzy spłynęły po jego twarzy. Nadzieja we mnie nie zachwiała się ani na chwilę. Patrzę bez ustanku na morze, pustka jego nie jest w stanie zachwiać mojej wiary. Z największą pewnością jutro ujrzymy ziemię lub żagiel. Robert Kurtis, miss Herbey, Falsten, nawet bosman nie spuszczają oczu z morza. Noc zapada. Przekonani jesteśmy wszyscy, że podczas ciemności zbliży się ku nam okręt i przy brzasku dnia ujrzy nasze sygnały, wzywające ratunku.





LV.

27 stycznia. Nie mogłem zmrużyć powiek ani na chwilę. Słuchałem najlżejszego szmeru, plusku wody, szumu bałwanów. Zauważyłem, że naokoło tratwy niema ani jednego rekina. Co za szczęśliwa przepowiednia! Księżyc wszedł o trzy kwadranse na pierwszą, ukazując wązki sierp, a jego blask słaby nie pozwala widzieć, co się na morzu dzieje. Wieleż razy w nocy zdawało mi się, że spostrzegam upragniony żagiel. Już dzień. Słońce weszło nad pustem morzem. Okropna chwila się