— Tak, tak — wołał Falsten — trzeba dać znać kapitanowi, trzeba wrzucić to pudełko do morza, nie mam wcale ochoty być wysadzonym w powietrze.
Być wysadzonym! Zerwałem się, usłyszawszy to. Co znaczą te słowa inżyniera? o czem on mówi? Wszak on nie zna stanu »Chancellora«, nie wie o pożarze, niszczącym ładunek! Ale jedno słowo, słowo przerażające: pikrat potasu, kilkakrotnie powtórzone, nie pozwoliło mi wytrwać dłużej. W jednej chwili przyskoczyłem i porwawszy z całej siły Rubego za kołnierz krzyknąłem:
— Czy jest pikrat na okręcie?
— Tak — odrzekł Falsten — pudełko zawierające około trzydziestu funtów.
— Gdzie?
— Na spodzie z innymi towarami...
Dnia 21 października (dalszy ciąg). Trudno wypowiedzieć co uczułem, kiedy usłyszałem odpowiedź Falstena. Zaręczam jednak, że nie był to strach, raczej uczucie najzupełniejszej rezygnacyi. Wydało mi się, że okoliczność ta