przygotowawcze prace do spuszczenia napowrót »Chancellora« na morze.
Pożar szybko się zmniejszył tak, że nielylko płomieni wcale nie widać, ale i dym, chociaż jeszcze czarny, przerzedza się stopniowo.
Nie ulega kwestyi, że masa wody znajduje się pod pomostem, przekonać się o tem jednak trudno z powodu rozgrzanych desek pokładu.
Wrócono więc do pomp, a w dwie godziny pokład ochłodzony dał możność rozpocząć sądowanie, do którego przystąpili majtkowie pod kierunkiem bosmana.
Okazało się, że na dnie jest 5 stóp wody, której kapitan nie każe wyrzucać, zanim nie dopełni swojego zadania, to jest ugaszenia pożaru. Najprzód ogień, później woda.
A może lepiej byłoby opuścić okręt i schronić się na rafy. Oficerowie słyszeć o tem nie chcą, bo i rzeczywiście przy wzburzonem morzu wysokie bałwany oblewają te skały, nie pozwalając utrzymać się na nich.
Prawdopodobieństwo wybuchu także obecnie zmniejszyło się; woda zapewne zalała cześć magazynów, w których były bagaże Rubego, a z nimi i pudełko pikratu.
Na tyle okrętu urządzono rodzaj obozowiska, oddając pozostałe materace na usługi pasażerek. Załoga, która uratowała także swoje worki z rzeczami, umieściła się na przodzie
Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/76
Ta strona została przepisana.