30 października (ciąg dalszy). Rozmawiałem długo z panem Letourneur, chcąc go przekonać, że pobyt nasz na tych rafach nie może się długo przeciągnąć.
— Przeciwnie, wątpię, ażebyśmy tak prędko stąd się wydobyli — utrzymywał Francuz.
— Dlaczego, panie Letourneur? wyrzucić kilkaset pak bawełny do morza nie jest zbyt trudną rzeczą, w dwa dni załatwimy się z tą robotą.
— No tak, panie Kazallon, można byłoby to zrobić bardzo prędko, gdyby tylko dziś majtkowie mogli zejść na spód, co jak pan wiesz jest niemożliwem z powodu zepsutego powietrza i wiele dni może jeszcze upłynąć, zanim zdołamy się tam dostać, tembardziej, że górne warstwy palą się ciągle. Zresztą po opanowaniu ognia czyż możemy natychmiast odpłynąć? Najprzód należy naprawić otwór wybity w okręcie i to zreperować go z całą ostrożnością, jeżeli uniknąwszy spalenia, nie chcemy utonąć! Nie, panie Kazallon, łudzić się nie można i uważałbym się za najszczęśliwszego, jeżeli za trzy tygodnie opuścimy te rafy. Daj Boże tylko, żeby jaka burza nie zerwała się, zanim stąd odbijemy, albowiem
Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/82
Ta strona została przepisana.
XVII.