Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/120

Ta strona została przepisana.

— A niegodziwy opasły Sirk — uskarżała się Graciella — bił nas, zakazując z kimkolwiek rozmawiać i wyrzekać na los opłakany. Właśnie Halg zgromił raz tego niegodziwca, gdy zamierzył się na mnie kijem za to, że dźwigając drzewo z lasu, nie dość szybko ustąpiłam mu ze ścieżki, gdy wracał z pola. Gbur ten i zły człowiek zacisnął wtedy pięści, błysnął złowrogo oczami i poprzysiągł zemstę Halgowi.
Kaw-dier ze smutkiem westchnął.
— I dotrzymał swego zbrodniczego przyrzeczenia.
— Ale Bóg już go ukarał za wszystkie jego złe czyny! — dodała Tulia. — Oby tylko Halg szybko wrócił do zdrowia!..
Kaw-dier z przyjemnością patrzył na tkliwe starania, jakiemi ulubionego przezeń Indjanina otaczały obie kobiety. Graciella z siostrzaną miłością pielęgnowała chorego, gdy matka zmuszona była zająć się gospodarstwem. Obie naprzemian czuwały, aby ranny mógł jaknajprędzej wrócić do zdrowia.
Za tę dobroć Kaw-dier był im wdzięczny i spokojny teraz o los chorego Halga, mógł swobodnie i całkowicie oddać się pracy około zapewnienia szczęścia i dobrobytu mieszkańcom wyspy.
Zdawało się, że coraz to większy zapał do pracy ogarniał wychodźców. Biorąc przykład