Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/141

Ta strona została przepisana.

ram z sobą... Wydałaby się więc twoja zdrada i zostałbyś ukarany śmiercią...
— Wszystko to zbyteczne, co mówisz — rzekł do Lewisa Kennedy, — on zrobi, czego się podjął... Uciekajmy, bo czas nagli... korzystajmy z ciemności nocy i zbliżającej się burzy.
Jakoż istotnie dał się słyszeć daleki grzmot, wicher wzmógł się i deszcz ulewny zaczął padać.
Spiskowcy zawinęli się w swoje płaszcze i pojedynczo, mając przed sobą olbrzymiego Suna, który dźwigał zabraną beczułkę z prochem, wymknęli się uchodząc jak złe duchy, z gmachu ratusza, a następnie z miasta.
Plan ich obmyślony z szatańską przebiegłością i śmiałością niebawem miał pozbawić życia tego, kto wielekroć narażał życie swoje w obronie słabszych i uciśnionych.



IV. Opatrzność czuwa.

Dopiero nad ranem ucichła burza i deszcz przestał padać. Pierwsze promienie wschodzącego słońca zbudziły Kaw-diera, który wstał, i jak to było jego zwyczajem, natychmiast wyszedł na miasto, aby zobaczyć, czy nic złego nie zagraża jego mieszkańcom, i czy roboty