Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/185

Ta strona została przepisana.

zsiadł z koni, naszykował broń i gotów był do walki.
Uformowawszy następnie ze swych ludzi czworobok, najeżony ze wszystkich stron bagnetami nabitych karabinów, wychylił się z za wzgórza i śmiało zastąpił drogę pędzącym napastnikom.
— Pamiętajcie, mówił do swoich — celować przedewszystkiem w konie, patagończyk bez konia jest jak kaleka.
W pierwszej chwili Indjanie zmieszali się, widać nie spodziewając się ujrzeć tak nagle jakby z pod ziemi wyrosłego przeciwnika. Trwało to atoli zaledwie chwilę, poczem z ogłuszającym wrzaskiem rzucili się naoślep, w szalonym pędzie na czworobok Kaw-diera.
Było ich około pięćdziesięciu. Stepowe ich silne konie, choć niewielkiego wzrostu, jak wicher wpadły na oddział kolonistów.
Jednocześnie wśród nich dała się słyszeć głośna komenda, aby dano ognia, poczem czworobok Kaw-diera nagle cofnął się w tył, pozostawiając przed sobą kilkunastu zabitych Indjan i ich konie, kilku zaś dzikich rannych czołgało się w pobliżu; konie ich pobiegły z powrotem, szerząc popłoch i przerażenie w szeregach napastników.
Czworobok Kaw-diera wykonał ruch udany i nowa salwa celnych strzałów powstrzymała