Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/48

Ta strona została przepisana.

Nie wypadało nic innego, jak zostawić go na pastwę oceanu; pochłonie on swą ofiarę, gdy burza znów poruszy wód odmęty.
— Obecnie jedynem naszem zadaniem — mówił Kaw-dier — jest przenieść ładunek okrętu w miejsce bezpieczne. Szalupa moja nie będzie mogła wyruszyć w podróż, gdyż burza uszkodziła ją poważnie. Gdy ją naprawię, wtedy poślemy Karra i jednego z emigrantów do Punta Arenas z prośbą, aby gubernator zajął się losem emigrantów i dał im pomoc.
— Bardzo trafnie pan radzi — rzekł Harry.
— Myślę przytem, że trzeba o tem zawiadomić wszystkich, aby wzbudzić w nich otuchę i nadzieję!
— Tak — zgodził się Harry — to myśl wyborna... Pójdźmy na wybrzeże i oznajmijmy o tem wszystkim.
Około godziny dziewiątej, gdy słońce wzbiło się już w górę, na wybrzeżu wyspy zgromadzili się prawie wszyscy emigranci, słuchając Kaw-diera, który w języku angielskim wyjaśniał im położenie okrętu oraz konieczność wyładowania go i przeniesienia zeń na ląd wszystkich zapasów żywności.
Gdy skończył, dał się słyszeć głos z tłumu:
— Pozwólcie i ja chcę wypowiedzieć swoje zdanie w tej kwestji.
— Mów pan!.. — odrzekł krótko Harry.
Wysunął się człowiek młody jeszcze, o ja-