Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/144

Ta strona została uwierzytelniona.
XXII.
W pobliżu bieguna.

Tymczasem czas upływał w niepewności.
Na tej ogromnej przestrzeni nie widać było nic, prócz nieba i morza; na powierzchni wody nie ukazał się nawet listek, któryby, jak niegdyś Kolumba, napełnił serca ich radością.
Hatrteas wciąż patrzył w dal.
Nakoniec, około godziny 6 wieczorem, ukazała się ponad powierzchnią morza jakaś mgła niewyraźnego kształtu, która wciąż unosiła się w górę. Niebo było zupełnie czyste i nie można było mgły tej brać za chmurę; chwilami znikała ona, to znów zjawiała się nagle.
Hatteras pierwszy zauważył to zjawisko, skierował też zaraz swą lunetę na tę mgłę przyglądał się jej przez całą godzinę.
Nagle, spostrzegłszy widać jakąś pewniejszą wskazówkę, wyciągnął rękę w kierunku horyzontu i zawołał radośnie:
— Ziemia! ziemia!
Na słowa te wszyscy zerwali się ze swych miejsc, jakby poruszeni prądem elektrycznym.