Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

eskimosów, z którem moglibyśmy wejść w stosunki i dostać się na wybrzeże.
Nie wątpisz przecież, kapitanie, o naszem poświęceniu i odwadze i znasz nas, że gotowi byliśmy dzielić z tobą los wspólny aż do końca. Jednakże uważam że nateraz wyrzec się musimy myśli dotarcia do bieguna północnego. Zdrada załogi unicestwiła twoje plany, lepiej przecież wrócić do Angiji aby wykonać je później.
— Być może, — dodał Johnson, że w cieśninie spotkamy jakiś statek, zmuszony do spędzenia tam zimy.
— W razie zaś ostatecznym, mówił doktór, o ile cieśnina będzie zamarzniętą, możemy po lodzie dostać się na zachodnie wybrzeże Grenlandji aby przez przylądek York dotrzeć do osad duńskich.
— Pan Clawbonny ma rację, dodał Bell, — powinniśmy bez zwłoki puścić się w drogę!
— A więc takie jest zdanie wasze — pytał Hatteras — i twoje Johnsonie.
— Tak jest kapitanie! odpowiedzieli razem.
Hatteras zamknął oczy i milczał czas długi, zastanawiał się widocznie nad powzięciem ostatecznej decyzji; widząc to, niecierpliwy doktór, począł ponownie zwracać się do niego i tłomaczył, że przecież odległość 600 mil możliwa jest do przebycia w ciągu trzech