Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/163

Ta strona została uwierzytelniona.

— Moi przyjaciele, posłuchajcie! Wieleśmy dotąd zdziałali, ale pozostało jeszcze bardzo wiele do zrobienia.
Wielkie zdziwienie zapanowało wśród słuchaczów.
— Tak, jesteśmy na gruncie biegunowym, ale nie u samego bieguna!
— Jakto? spytał Altamont.
— Nie rozumiem! zawołał doktór zaniepokojony.
— Tak! powtórzył Hatteras z naciskiem, powiedziałem, że Anglik pierwszy postawi nogę na biegunie i Anglik tego dokona!
— Co?.. zapytał doktór.
Josteśmy od tego nieznanego punktu oddaleni o 45 sekund, i ja dotrzeć doń muszę!..
— Ależ tym punktem jest szczyt wulkanu.
— Dojdę tam!
— Miejsce niedostępne!
— Nic nie znaczy!
— Jest to krater, buchający ogniem!
— Nie przestrasza mnie wcale!
Doktór przemówił, usiłując wytłomaczyć Hatterasowi niewykonalność jego zamiaru, przytaczał rozmaite powody, wogóle zrobił wszystko co mógł, nie zdołał jednak wpłynąć na zmianę postanowienia kapitana.
— Jeśli tak, rzekł on, będziemy ci towarzyszyli.