Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/177

Ta strona została uwierzytelniona.

bo oto dnia następnego Altamont spostrzegł na horyzoncie żagiel jakiegoś okrętu.
Co czuć mogli biedni podróżni w tych chwilach domyśli się każdy. Niepewność i trwoga że okręt nie spostrzegłszy ich, oddali się od wybrzeża sprawiała im straszne męczarnie.
Zachęcani przez doktora, dowlekli się do zachodniego krańca pola ledowego i widzieli stopniowe oddalanie zbawczego okrętu, który nie spostrzegł ich obecności.
Wówczas doktorowi wpadła do głowy myśl genialna.
Zauważywszy olbrzymią bryłę lodu, płynącą ku nim, zawołał:
— Siadajmy na tą bryłę lodu, która nadpływa, siadajmy!
Nadzieja wstąpiła we wszystkich.
— Ach panie Clawbonny! panie Clawbonny! wołał uradowany sternik, ściskając ręce doktora.
Amerykanin wraz z Bellem pobiegli do sań, wyrwali z nich jakiś słupek, ustawili na bryle jak maszt i przymocowali sznurami, z płótna namiotu zrobili coś na podobieństwo żagla. Szczęściem wiatr był pomyślny.
Po kilku godzinach nadludzkich wysiłków, ta reszta załogi „Forwarda“ przyjęta została na pokład duńskiego statku wielorybniczego „Hans Christjan“ płynącego z powrotem do cieśniny Davisa.