Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/47

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma już nazwę, dodał spokojnie Amerykanin.
Hatteras milczał, ale wargi mu drżały.
— Trudno przecież zaprzeczyć, mówił dalej amerykanin, że okręt „Porpoise“ przybił do tego wybrzeża, przypuściwszy nawet, że dostał się tu lądem, nie zmienia to postaci rzeczy.
Jest to twierdzenie bezpodstawne. Ażeby módz nadać jakiemuś krajowi nazwę, trzeba go przedewszystkiem odkryć, a tego pan przecież nie dokonałeś. Zresztą, gdyby nie my, cóżby się stało z tobą, mój panie, który chcesz nam dyktować teraz przepisy? Leżałbyś 20 stóp pod śniegiem!
— A pan, gdziebyś się teraz znajdował, gdyby nie mój okręt? Umarłbyś z głodu i zimna!
— Moi przyjaciele, rzekł doktór, uspokójcie się, wszystko da się zrobić, posłuchajcie mnie!…
— Ten pan prawił dalej Altamont, wakazując na kapitana, może udzielać dowolnych nazw wszystkim lądom, które odkryje, ale ten ląd do mnie należy! Bezspornie, że ja przybyłem tu pierwszy! Żadna stopa ludzka nie dotknęła tego lądu przedemną, ja nadałem mu nazwę i taką też utrzyma.
— A jakaż to nazwa? — pytał doktór.
— Nowa - Ameryka.