Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/118

Ta strona została skorygowana.
— 118 —

rzekę rzeką Johansen, gdyż sądzę, że nie ma ona żadnej nazwy.
Jednomyślnie przyjęto tę nazwę rzeki i tak ją odtąd nazywają na mapach.
Noc przeszła spokojnie i podróżni nasi, chociaż czuwali kolejno, nie usłyszeli już jednak żadnych dźwięków podobnych do mowy ludzkiej.



IX.
Z biegiem rzeki Johansen.

Dnia 16 marca, o godzinie wpół do siódmej rano, prom wraz z naszemi podróżnemi odbił od brzegu.
Zaledwie świt rozjaśnił niebiosa, silny wiatr rozpędzał resztki chmur, zdawało się, że deszcz padać już nie będzie.
Prom był długi dwanaście metrów, a szeroki przeszło siedem; cztery osoby wygodnie na nim pomieścić się mogły, jak również przedmioty, które z sobą zabierali, a mianowicie: skrzynkę z nabojami, kociołek, filiżankę, karabiny i rewolwery. Ładunki znalezione w chacie nie nadawały się do rewowerów tylko do karabinów.
— Może nie będziemy mieli do czego strzelać — rzekł Cort — zresztą, idzie o to, aby nam wystarczyło ładunków tylko do tej pory, póki się nie dostaniemy do brzegów Ubangi.