za cenę kilku szkiełek. Był to dziesięcioletni chłopczyk, o rysach twarzy przyjemnych i łagodnych, niezbyt przypominających pochodzenie murzyńskie. Tak, jak się to nieraz spotyka u niektórych pokoleń, chłopiec miał cerę prawie jasną, włosy blond, a nie czarne kiędzierzawe, nos orli i nie spłaszczony, wargi cienkie, budowę ciała zręczną i silną; w oczach jego błyszczała inteligiencja. Biedny chłopiec, oderwany od swego plemienia, gdyż bliższej rodziny już nie miał, nazywał się Lango. Wkrótce przywiązał się całym sercem do swoich wybawców. Poprzednio jakiś czas chował się u Misjonarzy, którzy go nauczyli trochę po francusku i po angielsku, następnie jednak wpadł w ręce pokolenia Donka, gdzie byłby go spotkał los najokropniejszy.
Przywiązanie i wdzięczność chłopca zjednały mu nawzajem serdeczną życzliwość obydwuch przyjaciół, którzy go żywili, odziewali i starali się wychować jak najlepiej.
Inne życie wiódł teraz Lango, przestał już być żywym towarem, tak jak jego mali współziomkowie, żył w faktorjach w Libreville i stał się niejako przybranym dzieckiem Maksa Huber i Jana Cort. Rozumiał, że oni go nie opuszczą, czuł, że go kochają i serce jego wzbierało wdzięcznością, a w oczach kręciły się łzy, ile razy który z dwuch przyjaciół gładził go pieszczotliwie po głowie.
Gdy wóz się zatrzymał, woły znużone drogą daleką i upałem, pokładły się na łące. Lango,
Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —