który część drogi przeszedł pieszo, to wyprzedzając wóz, to biegnąc za nim, natychmiast znalazł się przy swoich opiekunach. Ci zwolna wysiadali z wozu.
— Czy nie jesteś bardzo znużony? — zapytał Jan Cort, ujmując chłopca za rękę.
— Nie, nie, ja mam dobre nogi i lubię biegać — odpowiedział Lango z uśmiechem.
— Trzeba teraz coś zjeść — rzekł Maks.
— Zjeść... ach, tak...
I ucałowawszy ręce swych opiekunów, zwrócił się do ludzi niosących pakunki, którzy zatrzymali się w cieniu drzew na wzgórzu.
Wóz służył tylko do przejazdu dwom przyjaciołom, Urdaksowi i Kamisowi; pakunki, kość słoniową i zapasy żywności dźwigali ludzie, po większej części murzyni z Kamerunu, a było ich około pięćdziesięciu. Teraz poskładali swoje ciężary na ziemi. Oprócz zapasów żywności mieli poddostatkiem zwierzyny, w którą obfitowały okolice Ubangi.
Murzyni-tragarze są to ludzie płatni, nawet drogo, i znający swoje rzemiosło; korzyści pieniężne, osiągnięte z każdej takiej wyprawy, pozwalają na to, aby ich sowicie wynagradzać. Ludzie ci nigdy nie przebywają w domu, od dzieciństwa wynajmują się do dźwigania ciężarów i pracują, dopóki im sił starczy. Jest to zajęcie bardzo uciążliwe.
Ramiona tragarzy uginają się pod ciężarami, które ścierają im skórę, nogi mają zakrwawione,
Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —