lasy w prowincji Kongo i w Kamerunie, ale takiej gęstwiny nie widział jeszcze nigdzie. Dotychczas podróżni nasi dążyli w stronę południowo-zachodnią, ale czy teraz potrafią się zorjentować?
— Panie Maksie — rzekł wreszcie Kamis — czy jesteś pewnym tego, że widziałeś na wybrzeżu krajowców?
— Najzupełniej pewny, Kamisie. Było to w chwili, gdy prom nasz uderzał o skały.
— A na którym brzegu się znajdowali?
— Na lewym.
— Zatym znajdowalibyśmy się na wschód od rzeki Johansen?
— Zdaje się — dodał Cort — to jest w części lasu najgęściejszej i najbardziej niedostępnej. Ale jak daleko jesteśmy od rzeki?
— Zapewne nie bardzo daleko — odezwał się Huber — zaledwie może o kilka kilometrów. Nasi wybawcy, ktokolwiekby oni byli, nie mogliby nas przenieść daleko.
— Jeżeli rzeka płynie w niewielkiej stąd odległości, najlepiej byłoby dla nas, gdybyśmy się do niej mogli przedostać i rozpocząć znowu żeglugę poniżej wodospadu, naturalnie zbudowawszy sobie poprzednio prom.
— Ale jakim sposobem żywić się będziemy teraz i na rzece Ubangi? — zapytał Huber.
— Może znajdujemy się na lewym wybrzeżu rzeki — odpowiedział Cort — ale bynajmniej nie jesteśmy tego pewni.
— Najważniejszą rzeczą jest wydostać się
Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/157
Ta strona została skorygowana.
— 157 —