Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —

karawana zatrzymała się mniej więcej w tym punkcie, gdzie krzyżuje się dwudziesty południk z ósmym stopniem szerokości gieograficznej.
— Teraz musimy się skierować w stronę południowo-zachodnią — rzekł Urdaks.
— Zdaje się, że nie moglibyśmy się zwrócić w inną stronę — odpowiedział Jan Cort — gdyż jeśli mnie oczy nie mylą, na horyzoncie ze strony południowej ukazuje się las, którego kresu nie widać ani na wschód, ani na zachód.
— Tak jest, to las olbrzymi — potwierdził Portugalczyk. — Gdybyśmy byli zmuszeni okrążać go ze strony wschodniej, upłynęłoby kilka miesięcy, zanim pozostawilibyśmy go po za sobą.
— A gdy zwrócimy się na zachód?
— Od strony zachodniej droga jest mniej uciążliwa; nie oddalając się od skraju lasu i nie nakładając wiele drogi, napotykamy rzekę Ubangi.
— A czy przypadkiem nie skrócilibyśmy sobie drogi, gdybyśmy się przedostali przez ten las? — zapytał Maks Huber.
— O! przynajmniej o jakie dwa tygodnie wcześniej stanęlibyśmy u celu podróży.
— A więc dla czego nie mamy się puścić tą drogą?
— Dlatego, że ten las jest nieprzebyty.
— Ależ co znowu?... Skądże nieprzebyty? — pytał Maks Huber, potrząsając głową.
— Być może, iż pieszo można się przez niego przedostać — odparł Portugalczyk — chociaż nie jestem tego pewny, albowiem nikt jeszcze