Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.
— 198 —

Był to koncert następujący po popisach choreograficznych. Wagddisowie słuchali walca z zadowoleniem, ale nie z takim przejęciem, jak ludzie cywilizowani.
Ale czy w wiosce Ngala nie wiedziano, że katarynka wygrywa jeszcze inne arje? Takie pytanie zadawał sobie Cort. Nikt się tu jednak pewnie nie domyślił, że za przesunięciem guzika można usłyszeć inne melodje. Ku wielkiemu jednak zdziwieniu Hubera, grający przesunął guzik i zaczął grać inną pospolitą piosenkę Pugeta, której pierwsza część napisana jest w tonie minorowym, a druga w majorowym.
— Ach! niegodziwiec! — krzyknął Huber, wywołując tym okrzykiem niezadowolenie sąsiadów.
— Co za niegodziwiec? — zapytał Cort Czy ten, co gra na katarynce?
— Nie, ten, co zbudował tę katarynkę. Nie wstawił w nią wcale tonów minorowych.
— Masz słuszność, to wielki występek! — odparł śmiejąc się Cort.
— Ale ci barbarzyńcy wcale się na tym nie poznali, bo oni nie posiadają delikatnego słuchu.
Tymczasem katarynka wygrywała dwie melodje naprzemian. Po koncercie rozpoczęły się znów tańce i pijatyka.
Słońce schyliło się ku zachodowi, w gęstwinie gałęzi rozpalono smolne łuczywa, które rzucały jaskrawy blask na polankę.
Maks i Jan chcieli powrócić do swojej chaty,