rawana, były przenoszone z drzewa na drzewo przez Wagddisów. Musieli oni również odkryć schronienie doktora i uprowadzili go do swej wioski nadpowietrznej.
Czarny sługa uciekł pewnie do lasu. Gdyby się bowiem znajdował w Ngala, nasi podróżni byliby go już napotkali, gdyż nie byłby się ukrywał, tak jak król, albo ukazałby się dzisiaj, jako minister króla.
Wagddisowie nie obeszli się więc źle z doktorem Johansenem, tak jak z Kamisem i jego towarzyszami. Zadziwieni wielką mądrością doktora, uczynili go swoim władcą. Johansen panował nad niemi już od trzech lat, pod imieniem Mselo-Tala-Tala.
Obecność doktora wśród Wagddisów wyjaśniała mnóstwo niezrozumiałych dotychczas rzeczy, a mianowicie wyrazy plemion z Kongo, używane przez plemię Wagddisów, jak również niektóre wyrazy niemieckie, pochwycone oczywiście od Johansena. Jemu to zapewne Wagddisowie zawdzięczali łagodność obyczajów i umiejętność wyrabiania niezbędnych naczyń domowych. O tym właśnie rozmawiali nasi przyjaciele gdy wrócili do swej chaty.
Opowiedzieli całą przygodę Kamisowi.
— Tego jednego tylko nie mogę zrozumieć — mówił Huber, — że doktór Johansen nie zwrócił uwagi na obecność cudzoziemców w swojej stolicy. Dlaczego nie kazał nam się stawić przed
Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/202
Ta strona została skorygowana.
— 202 —