Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.
— 69 —

maitość do naszych uczt, składających się jedynie z pieczonego mięsa.
Mówił prawdę, rosły tu bowiem w obfitości olbrzymie palmy, nadzwyczajnej wysokości mimozy i baobaby, dochodzące do stu pięćdziesięciu stóp wysokości. Piaskowce rosły na dwadzieścia lub trzydzieści stóp wysoko, gałęzie ich były kolczaste, okryte liśćmi szerokiemi na sześć albo siedem cali; pod korą tych drzew znajduje się płyn mleczny, orzechy zaś, gdy dojrzeją, pękają i wyrzucają ziarna w liczbie szesnastu. Gdyby Kamis nie posiadał nawet zdolności kierowania się w lesie, to objaśniłyby go w tym razie liście tego krzewu, które rozkładają się tylko na wschód i na zachód.
Brazylijczyk, któryby się zabłąkał w tym podzwrotnikowym lesie, myślałby, że się znajduje w dolinie rzeki Amazonki. Maks Huber gniewał się na krzaki, rosnące tuż przy ziemi, a Jan Cort podziwiał te zielone kobierce i gąszcze, składające się przeważnie z najrozmaitszych gatunków paproci. A w gatunkach drzew co za rozmaitość! Stanley w opisie swojej podróży wspomina, że liście drzew Afryki środkowej zastępują tamtejszym mieszkańcom jodły i sosny północy, gdyż są tak wielkie, że krajowcy budują sobie z nich szałasy. Jakkolwiek nie są one zbyt twarde, służyć jednak mogą do kilkodniowego odpoczynku. Drzewa mahoniowe rosły także w obfitości, jak również drzewa tak zwane żelazne; to znów takie, które dostarczają farby