czerwonej, drzewa mangowe i sykomory, zaliczające się do gatunku jaworów. Rosły tu również dziko drzewa pomarańczowe i figowe, których pień jest biały, jakby wapnem pociągnięty i mnóstwo innych gatunków, dochodzących do olbrzymiej wielkości.
Pomimo że drzewa te rosną gęsto, gałęzie ich i liście rozwijają się bujnie pod wpływem klimatu zarazem gorącego i wilgotnego.
Przejście wpośród drzew, a nawet przejazd byłby możliwy, gdyby nie ljany, grube jak liny okrętowe, przerzucające się z jednego pnia na drugi i okręcające je wężowemi sploty. Ljany więc tamowały przejście, łącząc i plącząc wszystkie gałęzie ze sobą za pomocą długich zielonych łańcuchów.
W gęstwinie gałęzi i liści odbywał się nieustający koncert: śpiewy, krzyki i gruchania od rana do nocy unosiły się w powietrzu. Miljardy ptasich gardziołek wyrzucały z krtani urocze trele, tak donośne, że niektóre z nich możnaby porównać do gwizdawki okrętowej. Cały ten świat skrzydlaty, papugi, papużki, sowy, dudki, kosy, piękne kardynały i inne ptactwo wrzawą napełniały powietrze, nie licząc kolibrów, które migały wpośród gałęzi, jak roje pszczół różnobarwnych.
Rozmaite gatunki małp, jako to: pawjany okryte szarym włosem, szympanse, mandryle i goryle, najsilniejsze i najzłośliwsze ze wszystkich małp afrykańskich, wydawały w oddali najrozmaitsze, przeraźliwe krzyki.
Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/70
Ta strona została skorygowana.
— 70 —