— Dlatego, że niewiele posunęliśmy się w kierunku zachodnim — odezwał się Kamis — i byłbym zdziwiony, jeśliby jutro lub pojutrze...
— Postępujmy tak, jakbyśmy nigdy nie mieli korzystać z żadnej rzeki — rzekł Jan Cort. — Zresztą podróż, mająca trwać trzydzieści dni, jeżeli nie napotkamy nieprzezwyciężonych przeszkód, nie jest znowu rzeczą tak straszną dla takich nieustraszonych strzelców, jakiemi jesteśmy ja z Maksem!
— Zaczynam się lękać — dodał Maks Huber — albowiem zdaje mi się, że ten tajemniczy las nie kryje w sobie żadnej tajemnicy.
— Tym lepiej, Maksie!
— Tym gorzej, Janie! A teraz, Lango, chodźmy spać!
— Dobrze, przyjacielu Maksie! — odrzekł chłopczyk, którego oczy kleiły się do snu.
Lango był niesłychanie znużony, gdyż w drodze nikomu się nie dał wyprzedzić. Trzeba go było zanieść na ręku i umieścić pod drzewem.
Kamis chciał znowu czuwać przez całą noc, lecz towarzysze nie chcieli się na to zgodzić.
— Będziemy się zmieniali co trzy godziny.
Maks Huber zajął pierwszy miejsce przy wygasłym ognisku, podczas gdy Jan Cort i Kamis udali się na spoczynek i ułożyli się na miękkim mchu lecącym z drzewa.
Maks Huber oparł nabity karabin o drzewo, tuż obok siebie i poddał się urokowi tej spokoj-
Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/73
Ta strona została skorygowana.
— 73 —