Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/81

Ta strona została skorygowana.
— 81 —

poczym każdemu z towarzyszów dał część mięsa do niesienia.
— Tutaj można się tanio zaopatrzyć w żywność — rzekł Cort — cała antylopa kosztuje tylko jeden nabój.
— No, tak, jeżeli kto strzela celnie.
— Chciałeś powiedzieć szczęśliwie — dodał Maks, który nie lubił się chwalić, jak inni myśliwi.
Dotychczas Kamis i jego towarzysze zużywali proch i kule tylko w celu zapewnienia sobie pożywienia, ale któż zdoła przewidzieć, co dalej będzie?
Przed południem napotkali mnóstwo małp; biegły one i skakały tuż obok, tak, że Kamis lękał się z ich strony napadu. Skakały z drzewa na drzewo z nadzwyczajną szybkością, którejby im mógł pozazdrościć niejeden gimnastyk.
Gatunków małp było wiele: jedne, żółte jak Arabowie, inne czerwone jak Indjanie, lub czarne, jak krajowcy z ziemi Kafrów. Te ostatnie są bardzo złośliwe. Pomiędzy niemi są także małpy elegantki, które ciągle są zajęte czyszczeniem i głaskaniem pięknego kołnierza z białego futra, otaczającego ich szyję.
Stworzenia te towarzyszyły naszym podróżnym w pochodzie przez kilka godzin, wreszcie rozproszyły się w gęstwinie leśnej.
Około godziny drugiej po południu, Maks, Jan, Kamis i Langa zwrócili się na dość szero-