ką ścieżkę, mającą długości kilkanaście kilometrów. Z początku rozkoszowali się tak wygodną drogą, wkrótce jednak przekonali się, że to groźne zwierzęta wydeptały tę ścieżkę.
Była to para nosorożców, chrząkanie których właśnie dało się słyszeć zdaleka. Kamis dał znak swoim towarzyszom, aby się zatrzymali.
— Nosorożce — to złe zwierzęta — rzekł, opatrując karabin.
— Bardzo groźne — potwierdził Maks Huber.
— Nosorożca nie łatwo zabić — dodał Kamis.
— Cóż zrobimy? — zapytał Jan Cort.
— Najlepiej byłoby przejść tak, aby nas nie spostrzegły — odpowiedział Kamis — musimy zatym ukryć się przed niemi. W każdym razie bądźmy przygotowani do strzału.
Opatrzyli broń i skręcając ze ścieżki, ukryli się szybko w gęstwinie, po prawej stronie.
W kilka minut później ryczenie coraz bliżej słyszeć się dało i wkrótce ukazały się na ścieżce potworne gruboskóre zwierzęta; postępowały one dość szybko z głową podniesioną do góry, z ogonem zadartym na grzbiet. Były to olbrzymy, długie na trzy lub cztery metry, uszy miały sterczące, nogi krótkie i powykrzywiane, pysk ścięty, uzbrojony w róg, służący im do obrony lub do napaści.
Język, podniebienie i szczęki mają tak nieczułe a silne, że spożywają bezkarnie kaktusy, opatrzone ostremi kolcami.
Nagle zatrzymały się.
Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/82
Ta strona została skorygowana.
— 82 —