Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/97

Ta strona została skorygowana.
— 97 —

— Dlatego, żeśmy ją znaleźli. Ot, tutaj... Wprawdzie znajduje się w złym stanie, ale zdaje się, że będzie można ją naprawić.
I Maks Huber pokazał towarzyszom ukrytą w zagłębieniu rzeki, przy brzegu, tratwę, rodzaj platformy z pnączy i desek, powiązanych nawpół przegniłemi sznurami. Za pomocą sznura była też ona przywiązana do sterczącego pnia ponad wodą.
— Tratwa! — wykrzyknął radośnie Cort.
— Naprawdę tratwa — dodał Kamis.
— Czyżby krajowcy dotarli aż do tych miejsc?
— Może to jacy podróżnicy porzucili tę tratwę — domyślał się Cort. — Chociaż to przypuszczenie nie wydaje mi się prawdopodobne, bo gdyby ta część lasu Ubangi była zwiedzana przez jakich badaczy, to jużby o tym wiedziano w Kongo lub Kamerunie. Co do mnie, nie słyszałem o żadnej wyprawie naukowej w te strony.
— Ani ja — dodał Maks Huber — ale co nas to obchodzi. Najważniejsza rzecz, czy tratwa może jeszcze służyć do użytku?
— Naturalnie, trzeba się najpierw o tym przekonać — potwierdził Kamis i chciał już wejść na tratwę, ale powstrzymał go okrzyk Langa.
Ten trzymał jakiś przedmiot w ręku. Po chwili oddał go Janowi.
Była to kłódka żelazna, zniszczona przez rdzę i bez klucza.
— Ach, jest to dostateczny dowód, aby nas