Rozkaz został wykonany. Murzyni cofnęli się do wnętrza i właśnie miano zamknąć bramę, kiedy James Burbank, spojrzawszy ostatni raz na zewnątrz, spostrzegł człowieka, biegnącego co sił, jak gdyby się chciał schronić pomiędzy obrońcami Castle-House.
Kilka razy strzelono do niego z sąsiedniego lasu, ale nie ugodziła go ani jedna kula. Jednym susem skoczył on na mostek i niebawem znalazł się w bezpiecznem schronieniu, za palisadą, od której bramę szczelnie zamknięto.
— Coś ty za jeden? — zapytał James Burbank.
— Podwładny pana Harveya, pańskiego plenipotenta w Jacksonville, — odrzekł tenże.
— Więc to pan Harvey przysłał cię do Castle-House?
— Tak, ale ponieważ rzeka jest strzeżona, nie mogłem się tu dostać wprost na St-John.
— I mogłeś się przyłączyć do tej milicyi, do tych napastników, bez obudzenia ich podejrzeń?
— Tak!... cała gromada rabusiów idzie w ślad za nimi; przystałem więc do nich i upatrzywszy chwilę, zacząłem uciekać, narażając się na kilka wystrzałów.
— Dobrze, mój przyjacielu, dziękuję ci! — Masz zapewne jaki list od Harveya do mnie?
— Mam, panie Burbank, — oto jest!...
James Burbank przeczytał bilecik, w którym pan Harvey nadmieniał, że posłaniec jego, John Bru-
Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 01.djvu/163
Ta strona została skorygowana.